Lolek, zwany też TM, zaprosił swoje dwa największe szczęścia (tak twierdzi On sam) na niespodziankowy, rocznicowy weekend w Pogórze Kaczawskie - fragment Sudetów Zachodnich. Zaplanował, zorganizował, załatwił pogodę, wszystkie szczegóły najdrobniejsze przemyślał, opracował...
spędziliśmy przecudny CZAS RAZEM, bajkowy, zamkowy, bliski, rozmowowy, ciepły, słoneczny. PIĘKNY... dziękuję Kochany ;-)
jak Heli podróżowała opowiem następnym razem, bo to inne ciekawe historie,
dziś wreszcie jak spędzała czas z nami?
Otóż:
zwiedzając i podziwiając zamki, tuląc się do mamy w ciemnych tunelach, wygrzewając na krużgankach i tarasach..
wędrując prze skoszone, wrześniowe, już nie letnie, jeszcze nie jesienne pola...
bujając się w ogrodowej, zawieszonej wysoko na wysokim drzewie huśtawce...
wdrapując się na pierwszy w życiu szczyt, zwany Śląską Fudżijamą, tuląc się do MM i smacznie śpiąc przez całą drogą w górę i pół w dół...
będąc u TM na rękach, czytając wszelkie ciekawe i mniej historie...
bawiąc się suchą, zwykłą, rozśmieszającą trawą...
takie widoki z okna o poranku podziwiając...
czworakując po książęcych, czerwonych dywanach w Zamku Książ..
a najlepsze, jak często u nas, na koniec:
bawiąc się przefantastycznie z jednym z książąt... ;-))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz