środa, 31 października 2012

Pieguska i WielkieKoloroweRadości



po cichym podglądaniu, wzdychaniu, zaczytywaniu się w pieguskowe opowieści o Jej świecie, przygodach Dziewczynek, radowaniu oka pięknymi zdjęciami, podziwianiu co to cudownego rączki mogą działać.
Okazało się niedawno bardzo, że Pieguska swoje skarby zaczęła zostawiać tu: etsy
i tak się zaczęło. Nie tylko zamawianie, ale i nasze pisanie. i Cieszy!

a Heli reakcja?
Tatus, Tatus jobacz!!!
Litejki i joledzie. Takie kolojowe. Jobacz Tatus. Pan listonosz przyniósł. I soła jeszcze (ale zaskoczyłaś A.!!) - lóżowa lalunia :-))))))))

ps. Dziękuję Piegusko. Czy się podoba??!! To widać jak bardzo, prawda?? Dziękuję bardzo!

niedziela, 28 października 2012

luksus celebrowania


pozwoliłam sobie dziś (choć to dlatego, że aparat został w domu) na luksus celebrowania bez uwieczniania.
Czytałam o tym w wakacyjnym Z.: Kiedy widzę piękny widok, obserwuję wyjątkową chwilę, chcę ją zapamiętać taką, jaka jest. Boję się rozpraszać ją fleszem i spłaszczać nagraniem. Z czasem staje się coraz piękniejsza, pielęgnuję ją i pamiętam.Dałam się pochłonąć i poczuć wszystkie smaki świata, w którym się jest, tu i teraz. Smaki, kolory, zapachy, dźwięki, które kryją się pod zewnętrzną powłoką świata. Przeżywanie bez konieczności uwieczniania.

krótki spacer
w słońcu jesiennym, w małym parku, przy placu zabaw
my Troje. Razem! wyjątkowo, jak dawno nie byliśmy.
gdybym umiała fotografować oczami, gdybym umiała pokazać tę Radość na tle błękitnego, bezchmurnego nieba, zabarwioną kolorowymi liścmi i zapachem ziemi, przy dźwiękach śmiechu małej Dziewczynki. To wszystko razem. Miejsce, ludzie, wszystko.
tak, dobrze, że dziś nie miałam przy sobie aparatu
mogłam widzieć, być, teraz odtwarzać, cieszyć. Zapamiętać!
a to zdjęcie oglądam każdego dnia na pracowym pulpicie, kwintesencja jesieni, znalezione w sieci...

sobota, 27 października 2012

I love the way she...



za oknami sypie się śnieg
my w drodze będziemy spać, z podusią! i Tlala (*Klara) też!
i potem opowieści słuchamy, że ciocia ma w brzuszku dzidzię, że się boi pieska, że chce do Ataszki, że jest nodna (*głodna), że pójdzie z Ataszką na zabajac (*plac zabaw), że Elenta piła sylopki, że misiu ma odonek, a ona nie ma, że tupiła masełto, że jabusia ususzyły...
 jej słownictwo mnie zadziwia (dziś mi pokazała lampajta i hipopotama), to jak Ona słucha, jak dialoguje, jak pyta: Mamusia, a co to byjo? Mama, a kto to dzwoni? a co to Mama, tejaz jobi?

patrzę i słucham z całą miłością, która się mnoży, a nie dzieli!
lubię patrzeć, jak sobie radzi, jak się śmieje, nawet jak się łzy leją krokodyle, lubię patrzeć empatycznie, lubię patrzeć jak śpi...

I love the way she is!

(kronikarsko odnotować musi MM, że jest coraz większa szansa, że przed ukończeniem 2rż Heli będzie miała Trójki w komplecie!! dwie górne już się przebiły, dwie dolne w drodze!)

środa, 24 października 2012

portret miasta



to był jeden z najpiękniejszych dni
na wszystkich poziomach

i to miasto
odczarowane, na nowo odkryte
przemierzone na nogach kilometry wąskich uliczek
Heli przeszczęśliwa, biegała wszędzie, po wszystkich schodach, we wszystkie zakamarki zaglądała, nie musiała uważać na auta, bo ich w mieście przecież nie ma, zatrzymywała się przy każdej napotkanej fontannie, przystawała z należytą uwagą na każdym małym mostku,
moje spotkanie z tym miastem, po latach,
to spotkanie z marzeniem!
z Inną! Inną Wenecją...




wtorek, 23 października 2012

w codzienności naszej małej



są dni, kiedy kiepsko sobie radzę z tym, że moje dziecko ma MM tylko kilka godzin dziennie
są dni, kiedy tę i tak okrutnie małą ilość czasu wypełniam praniem, sprzątaniem, gotowaniem i tysiącem innych czynności, biegam, załatwiam. Bywa, że uda się w to wszystko "włączyć" Heli tak, by moja Uwaga skupiona była głównie na Niej, pośrednio tylko na innym zadaniu, bywa jednak też tak, że Heli pięć razy woła "Mama, chodź budować dom", "Mama, czytamy", a MM "już, już, chwilka, jeszcze jedno Helenko, jeszcze moment, za sekundkę Mama przychodzi".... i docieram do Niej z całą sobą na chwilę przed snem...
ehhhhhhhhhh są dni, kiedy kompletnie sobie z tym nie radzę. Tak, tak wszyscy tak mają, wszyscy się z tym zmagają, wiem, a i tak wcale a wcale mnie to nie pociesza...

dziś byłyśmy mocno razem!
cudowne są te chwile, kiedy wracam, a ona biegnie, szybto biegnie do MM i się tuli, wita, opowiada, że dobrze, dobrze się ma, uśmiecha, ogląda
cudowne, gdy porządkując klocki, ja wrzucam większość, a ona patrzy na mnie i się śmieje: nie ser, Mama, nie ser! (*nie fair!)
cudowne, jak czeka na masaż stópek przed spaniem,
dziś Heli jobiła soczet! pomalanczowy! Wypiła jednym duszkiem, a gdy skończyła powiedziała: "Jeszcze bym chciała"

 

niedziela, 21 października 2012


Marzenia można też spotkać na co dzień
w parku, blisko bardzo
oddychając mgłą, szeleszczącymi liśćmi, ziemią jesienną, kolorami nie do odmalowania, słońcem krótkim, ciasteczkiem zjedzonym pod kocem ciepłym, rozmową np. taką:

H: Mamusiu?
MM: Tak, Heli?
H: tocham Cie!

można! 

sobota, 20 października 2012

marzenia..

marzenia...
marzenia!

nasze toskańskie wyglądają np tak: