wreszcie
oddech, chwile wolniejsze, spokojniejsze,
wydychanie toksyn, wdychanie zapachu świątecznych przygotowań, palącego się kominka...
wreszcie!
wracamy...
Heli przeszczęśliwa, z pierwszą spinką (dzięki Ci Izu, hehe), że na śniadanko ulubiona porzeczkowa konfitura, że MM może na drzemkę zaciągnąć, zasnęła mi na rękach w drodze z jednego pokoju do drugiego, odkładana do łóżeczka, otworzyła na sekundę przeszczęśliwe oczęta, zamknęła z powrotem wraz z charakterystycznym dla siebie mruknięciem, przewróciła się na bok, chwyciwszy wcześniej swojego liska i śpi...
więc MM się umuzyczniać może, napawać pierwszym dniem długiego urlopu w tak dobrym momencie, gdy już nie trzeba myśleć o starej pracy i jeszcze nie trzeba o nowej,
może poprzeglądać książki, które dostała na odchodne, przegryźć pierniczka maminego,
pobyć ze sobą po prostu....
tak! wreszcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz