w moim drugim języku karmić piersią, to stillen
i tym słowem dużo lepiej mogę określić to, co dzieje się między mną, a Helen, gdy karmimy się sobą. Wyposażam jej brzuszek
w najlepszy z możliwych pokarmów, głaszczę i tulę skupiona, utrzymuję kontakt wzrokowy, wyciszam serce i myśli, by nie niepokoiły, by grzały tylko i wzmacniały, wyoddalam stresy
i zmartwienia, by nie obarczać jej niepotrzebnymi ciężarami. Zaspokajam jej potrzebę bliskości, ciepła, bezpieczeństwa, pierwotną potrzebę kojącego ssania. Helen, nauczona tulenia, przyjmuje je z łagodnym pomrukiwaniem, otwiera się na to. Czuję jak się rozluźnia w miarę połykania kolejnych porcji. Słucham jak pomlaskuje, mruczy jak kotka. Zaciska małą łapkę na moim palcu (robi tak odkąd pamiętam, odkąd uczyłyśmy się karmić jeszcze w szpitalu, gdy prolaktyna pomagała mojemu ciału wracać do siebie, nastawiając mnie łagodnie i czule obchodzić się z sobą, gdy z radości kapały łzy, gdy śnieg za oknami, gdy grudniowo, śnieżnie było i bajkowo)
słówkiem stillen określa się nie tylko karmienie, ale i zaspokajanie, gaszenie pragnienia, uciszanie w końcu. Dla nas karmienie oznacza jeszcze więcej, szczególnie to wieczorne, tuż przed spaniem. Helenka delektuje się wtedy jedzeniem, byciem tak bliskim, delektuje się wytwarzanym ciepłem naszych ciał, moim dotykiem. Przysypia w końcu w moich ramionach, obdarowując mnie podnoskowymi uśmiechami. Odkładam ją do łóżeczka, spojrzy swoim zielonymi szmaragdami, przyjmie pocałunek
i błogosławieństwo w czółko, usłyszy kolejny raz przed zaśnięciem, że jest mocno kochana, przytuli do liska i odpłynie w sen, długi i spokojny.
karmienie to ciszenie
gdyby to zmierzyć, może nawet mocniej mnie, niż spokojnej z natury Helenki
nakarmione jesteśmy obie
zawsze wiedziałam, że chcę karmić. to jak to jest, przerosło wyobrażenia
znów wypada dziękować...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz