środa, 2 listopada 2011

fado

Helenkę zaciekawiła dziś pewna książka,
ustawiona w kąciku, na samym dole regału, obok innych ulubionych perełek MM,
może to przez czerwoną okładkę,
może przez żółty tytuł na grzbiecie,
a może...
fado andrzeja stasiuka

na dziś właśnie:

w Zaduszki podróż przez Polskę przypomina baśń albo sen. W ciemnościach płoną ognie (...) Zmarli pozwalają nam odzyskać część naszego utraconego człowieczeństwa. Raz w roku stajemy się religijni w najprostszy, archaiczny sposób i cofamy się do czasów, gdy zaczynaliśmy sobie uświadamiać własne człowieczeństwo. W ciszy i samotności idziemy tam, gdzie leżą ciała naszych bliskich, ciała, z których sami się wywodzimy. Odwiedzamy własną przeszłość, zakopaną półtora metra pod ziemią. (...)
Raz w roku ogniami zaznaczamy miejsca, gdzie zakopaliśmy swoich zmarłych, żeby trwali na wieki, by można było do nich przyjść, by można ich było odnaleźć. Nikt lepiej niż oni nie zaświadcza o naszym istnieniu.

i tak się na to wszystko nałożyła jeszcze muzyka. fado nie wprost, przez Lizbonę klimatycznie skojarzone, odtworzone i uruchomione na tej płycie przepięknej... zasłuchujemy się tym deserem, jakim jest sobremesa AMJ
i wspomnienia o kochanych ludziach


















a jutro jedno z ulubionych muzycznych wydarzeń...jazzowe Zaduszki, tym razem w poznańskiej katedrze...pięknie zaprasza jesienny trębacz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz