wtorek, 27 sierpnia 2013

varia

cieszyłam się na wyjazd, na wakacyjny górski czas, cieszyłam na powrót i cieszę na to, że jeszcze  tydzień cały po domowemu,
może się znajdzie czas i przestrzeń, żeby się poukładały w głowie obrazy,
żeby pobyć trochę domową kurą i naczytać się po nocach,
a na pewno i przede wszystkim to jest czas dla Niej,
wiele, wiele razy zapewniać musiałam, że będę z Nią, że nie idę jeszcze do pracy, że przygotujemy się razem na przedszkole, że będziemy razem dużo!

siedem pralek dziś w międzyczasie się wyprało, wysuszyło, poskładało, obiad się ugotował, książki dobrej kolejne strony się przeczytały, i się działo ciekawie
spacerów było chyba ze cztery,
na pierwszym zatrzymałyśmy się w bibliotece i Heli dostała swoją własną kartę czytelniczą, wypożyczyłyśmy kilka książek, a jutro pójdziemy po książki dla Ciebie, dobra?
na drugi zabrałyśmy nową poważną hulajnogę, którą dostała od Dziadków, bo miałam imieninki, wiesz Mama?
 

na trzeci wybrałyśmy się w naszym dawno zapomnianym wynoszonym nosidle - bardzo poprosiła i przekonać się do innego środka transportu za nic w świecie nie chciała
(to po górach zapewne), więc ubaw miałyśmy niemały:


na czwartym skończyłyśmy u Cyryla, gdzie nas znają już, ja marzyłam o czarnej dobrej kawie (o 19!), a Heli o szklaneczce soku:


jako, że napoje obu nam dobrze zrobiły przedłużyłyśmy spacer do księgarni, tak tylko zerknąć i jak zwykle nie wyszło. Sama wpadła mi w ręce, serio, otworzyłam tylko i już nie mogłam odłożyć: prześmieszny tytuł, ilustrował książkę Jan Marcin Szancer, a tłumaczyła Irena Tuwimowa, kto by odłożył? ja nie umiałam, więc dziś przede mną ciekawa noc: Gałka od łóżka

wróciłyśmy uradowane, ja miałam do powieszenia ostatnią porcję prania, a Heli zadeklarowała, że idzie do siebie, żeby przygotować dla nas ucztę, nawet jak Tata przyjdzie w końcu z tej pracy to będzie mógł też coś zjeść - zapewniła i zniknęła cichutko na parę minut, po czym dumnie oznajmiła, że już muszę skończyć, bo zapraszam! 
Uczta na całego! Dla mnie była kawa i arbuz, dla Niej: woda, naleśniki, banan i kanapka bezglutenowa jasna (sic!)


Uwielbiam! uwielbiam Jej słuchać.
Jej argumenty, wątki, które łączy i składa, jaj gestykulację i mimikę, to jak bawi się słowami, dźwiękiem, intonacją. Jeszcze o tym wspomnę, bo na wakacjach mogliśmy się duuuuużo nasłuchać, a i tak dużo umyka...

jaki dobry pełny dzień
i jeszcze się nie skończył




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz