są dni, kiedy kiepsko sobie radzę z tym, że moje dziecko ma MM tylko kilka godzin dziennie
są dni, kiedy tę i tak okrutnie małą ilość czasu wypełniam praniem, sprzątaniem, gotowaniem i tysiącem innych czynności, biegam, załatwiam. Bywa, że uda się w to wszystko "włączyć" Heli tak, by moja Uwaga skupiona była głównie na Niej, pośrednio tylko na innym zadaniu, bywa jednak też tak, że Heli pięć razy woła "Mama, chodź budować dom", "Mama, czytamy", a MM "już, już, chwilka, jeszcze jedno Helenko, jeszcze moment, za sekundkę Mama przychodzi".... i docieram do Niej z całą sobą na chwilę przed snem...
ehhhhhhhhhh są dni, kiedy kompletnie sobie z tym nie radzę. Tak, tak wszyscy tak mają, wszyscy się z tym zmagają, wiem, a i tak wcale a wcale mnie to nie pociesza...
dziś byłyśmy mocno razem!
cudowne są te chwile, kiedy wracam, a ona biegnie, szybto biegnie do MM i się tuli, wita, opowiada, że dobrze, dobrze się ma, uśmiecha, ogląda
cudowne, gdy porządkując klocki, ja wrzucam większość, a ona patrzy na mnie i się śmieje: nie ser, Mama, nie ser! (*nie fair!)
cudowne, jak czeka na masaż stópek przed spaniem,
dziś Heli jobiła soczet! pomalanczowy! Wypiła jednym duszkiem, a gdy skończyła powiedziała: "Jeszcze bym chciała"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz