bez porządku chronologicznego, a już bynajmniej bez przyczynowo-skutkowego
piękne kadry, na których głównie Ona,
to dla Niej był czas, a był i dla mnie.
kojący czas
nawet powrót myślami przypomina szum morza w uszach, w głowie, zapach wiatru, piasku.
przypomina smak świeżej ryby z pieca, skoki wiewiórki po złamanych gałązkach w Wolińskim Parku Narodowym i świergot ptaków, który utrudnił Heli zasypianie.
polskie morze o tej porze roku mnie zaskoczyło, zauroczyło
jak pusto, jak cicho, jak klimatycznie
Przygody były -
jak na przykład 10km w ścianie deszczu, który już w zasypianiu Heli nie zaszkodził, mnie natomiast zmusił do niebywałej walki z sobą i wielu, wielu przemyśleń podczas tego zmagania z sobą (walczyć z deszczem nie było co)
był czas dobrych rozmów, dobrych pytań, a i milczenia, bo Heli potrzebuje czasem żeby nic nie mówić i sobie po prostu milczeć
był czas powolnego bycia, był czas słuchania siebie nawzajem i nazywania swoich potrzeb
był czas kolacji na plaży, drzemek na plaży, biegów i gry we frisby na plaży, budowania zamków, żółwi, kopania dziur, zbierania muszelek i kamyków, grania w klasy, liczenia, oglądania codziennego poetycznych, filmowych zachodów słońca - wszystko co możliwe robiłyśmy na plaży
był czas szukania argumentów, by w końcu o 21.40 Ją z plaży ściągać
był czas czytania
i czas nicnierobienia
kojący
piękny czas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz