poniedziałek, 30 września 2013

powoli

postanowiłam się dziś nie spieszyć!
nie pędzić, tylko iść
zmieściło się więcej niż się wydawało
może było nawet za wolno?
bo Heli zasnęła na spacerze o 17.

a tuż przed skokami i przed spaniem
płacz
płacz i wszystko na nie
dziś blisko
głaszczę po tej złotej głowie
i pytam, pytam co się dzieje:
bo ja jestem taaaaaaaka zmęczona.
zmęczona, zabierz mnie spać!

a zanim zasnęła, rozmawiałyśmy
ja bardziej słuchałam
wiesz, jesteś bardzo dzielna!
to bardzo miłe, co mówisz, odpowiadam
i mądra! - dodaje
bardzo dziękuję!
a ja też? pyta Heli


tak! moja mądra córeczko!
jesteś mądra!

niedziela, 29 września 2013

kolejka

mimo niedzieli, praca wre
i ruch w interesie znaczny
otóż kolejka się ustawiała do pani fryzjerki
podział ról następujący:
mama - pracownica zakładu fryzjerskiego
Basia - pierwsza ochotniczka
pozostałe pluszaki, z Przyjacielem na czele - oczekujący cierpliwie na swoją kolejkę

pytam Heli: a co Ty, Kochanie będziesz robiła w tej zabawie?
ja muszę pilnować porządku w kolejce!

mmhmm...



kto bardzo rano wstaje



to spędza rześkie leśne godziny z Iz
15 lat Przyjaźni i dopiero pierwsze wspólne grzybobranie!

sobota, 28 września 2013

sobota goni sobotę

ale nie o tym, że czas ucieka przez palce
a o szukaniu porozumienia to jest
albo o tym, że
jadłyśmy ten pyszny orkiszowo-szpinakowy makaron z tuńczykiem w zeszłym tygodniu
świeciło słońce
warunków pozytywnych było jeszcze pewnie sporo innych

a my dwie, byłyśmy na tym samym poziomie starania się o rozumienie siebie


kolejny weekend zapukał
w umyte okna stuka deszcz
koza grzeje
a my obie nerwowe, uparte, zmęczone, stęsknione, niezaspokojone
niepotrzebnie się frustrujemy, sprzeczamy, złościmy, denerwujemy
przepychamy
i zamiast rozmawiać (i słuchać, i mówić, i empatycznie czuć)
...
...
nie, nie napiszę, co zamiast.. 

słabo!
słabo mi z tym...

***
w jakimś takim jednym trudnym momencie, gdy już mi się łzy w oczach zbierają z bezradności (i złości na siebie samą)
przynosi Heli swojego misia polarnego i mówi przytul sobie,
odpowiadam, że dziękuję, ale nie chcę,
przynosi więc słonia, moją własną starą! przytulankę no to słońa swojego sobie przytul,
znów odmawiam, dodając, że pomogłoby mi przytulenie Jej, przybiega więc,
wtula się, a potem mówi: no widzisz, już Ci lepiej, prawda?

niedziela, 22 września 2013

na 3., na 5., na 30!

będzie grudniowy Rzym,
nawet gdyby było tak:
znalezione w sieci

od czego by tu zacząć?

taki pełny, długi, intensywny, smaczny
zaczął się chłodnym sobotnim rankiem
od rundy zielonym wyjeżdżonym autkiem
i malinami prosto z krzaczka
od spaceru w kaloszach
przytulań z Babusią
intensywny początek, intensywne całe dwie noce, całe dwa dni






mission impossible:







czwartkowy szał twórczy, zakończył się szałem na podłodze,
bowiem Madame  w koralach
po skończonej zabawie,
plasteliny,
która była wszędzie,
sprzątać nie zamierzała

nad tym pracujemy,
ale
doby to nie wydłużę!
a szkoda...

momenciki, w których zwalniam (nieco)
momenciki z Nią

wtorek, 17 września 2013

stópkowo

rzeczywiście mnie porwały
stópkowe, sówkowe wieczorne wygibasy...

budowane i otwierane zamki


jest spostrzegawcza i szybka, ma dobrą pamięć i uczy się wyciągać wnioski,
analizuje, korzysta z tego, co już wie
słucha i pyta
najpierw myśli, potem mówi
bawi się w sklep i w lekarza
zbiera kasztany, żołędzie i inne kwiatki, kulki, patyki
rozpoznaje srokę, sikorkę i gawrona
ma dwa wyimaginowane koty: Broszkę i Groszka (sic!)
opiekuje się, karmi, dba, profesjonalnie nosi (!) swoją Basię
czytać chce rano i wieczorem
pisze H jak Helena
łączy numer tramwaju z osobą, która jakim jeździ
pije miodek, je jaglankę,
lubi jeść, lubi spać
lubi ciepło, lubi słonko
śmiać się lubi całą sobą, do rozpuku
złościć i postawić na swoim też
boi się hałasu i wiatru
jak coś ją interesuje i ciekawi, potrafi i 2 godziny poświęcić
np. na ziemniaczane stempelki malowane przeróżnymi kolorami
które sama łączyła i nazywała
i buduje! co się da: nieprzerwanie lego, dziś zamki i wieże...

taki się mały portret mojego przedszkolaka zrobił sam
jak się patrzy na  Nią się serce raduje, tyle w głowie przewartościowuje,
tyle się jaskiń i komnat zamkowych otwiera

dziś rano budzimy się powoli
Heli pyta: co Tata robi, gdzie jest i w ogóle jaki Tata, więc Jej wskazuję jednym okiem,
że jeszcze się budzi, a Ona patrzy na mnie z pełną powagą, taką utrzymaną przez sekundę, a potem rzuca mi się na szyje i śpiewa się śmiejąc: a Ty obok jesteś moja Mamiś

dobrze tak wstawać!

poniedziałek, 16 września 2013

Hela na Hali

tytuł się wymyślił, jak tylko zobaczyłam, jaki kierunek obraliśmy na jedyny dzień zaplanowany w Beskidzie Żywieckim:
Hala Miziowa, to rozległa polana na północnym stoku Pilska na wysokości ok. 1270m. n.p.m.
Hela na Hali wcinała jagody, których pełno wkoło, my jagody z pierogami
piękne zakończenie i pożegnanie z górskimi butami,
następnego dnia już tylko sandałki i krakowskie cudne uliczki...





pierwsze kolorowe liście




dziś w drodze do pracy zobaczyłam pierwsze żółte, pierwsze czerwone liście i bardzo, bardzo chciałam to odnotować.
bo i bywa, że lubię jesień, że lubię jak mgła, jak pada (a my w domku, grzejemy się herbatkami z malinami, ogrzewamy uszy dobrą muzyką), jak chłód na zewnątrz, a ciepło wewnątrz.
w naszym domu dmuchana Mini i ulubiona piżama w sówki. niewiele Radości potrzeba..

środa, 11 września 2013

eskerymenty


nie o owe miny na zdjęciach chodzi, a o eksperymenty, albo w Jej przekonaniu eskerymenty
z takim zapałem opowiadała o nich w drodze z zajęć,
że musiałyśmy zatrzymać się na ławeczce, żeby mogła opowiedzieć
dobrze, że wracamy do domu dłuuuugo
a potem wspinając się na czwarte piętro, po wysokich, szerokich schodach
uczymy się Heli, że mama niosąc torby, pakunki, zakupy na prawdę, na prawdę!
nie ma siły wnosić Jej
i zatrzymuje się co chwila
i mówi
chciałam Cię tylko przytulić Skarbeńku! tak tylko na chwilę i możesz iść dalej!

poniedziałek, 9 września 2013

coming soon

z Małej Fatry pojechaliśmy jeszcze w Beskid Żywiecki,
potem zabawiliśmy dni kilka w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie,
potem wrócliśmy,
a potem
zupełne spontanicznie!
z dnia na dzień wymyśliło się
i
pojechaliśmy

spędzić razem najpiękniejszy weekend tego lata


punkt 15.

wybiegam po Nią, pędzę rowerem przez słońce albo deszcz,
by wdrożyć się z Nią w ten nowy świat, by odbierać wcześniej i zastać już tylko Ją i Borysa,
wyrwane z etatu dwie godziny odpracowuje albo wczesnym rankiem, albo pozwalam ogonom rosnąć.
wdrażamy i układamy się wszyscy z tą nową rzeczywistością. nikt nie mówił, że będzie łatwo. rzeczywiście nie jest.
zeszły tydzień był trudny, ciężki, z przepłakanymi nocami i niespokojnym snem,
ze smutkiem w oczach i bladą twarzą,
z krzykami i złością, z którą ani Ona, ani Ja nie umiałyśmy sobie poradzić.
dziś już dużo, dużo lepiej.
wychodziliśmy z Domu razem, dorośli z bagażami, Heli z wagażami też, oprócz obowiązkowych opisanych pudełeczek ze śniadaniem i obiadem,
biedronkowy plecak i Basia dostąpiła wreszcie zaszczytu wizyty w przedszkolu.

dziś spokojniej, rozsiadła się na kanapie, wybrała lekturę popołudniową, zażyczyła sobie jakieś smacznej przekąski, poczytała, pojadła,
 a potem zajęła się pracowaniem i dzwonieniem!