poniedziałek, 31 grudnia 2012

a jeszcze chwilę wcześniej...

był piernikowy event
niby oficjalny,
a było przesympatycznie, radośnie, w pięknym miejscu, dobrym towarzystwie
z udziałem Małej Pracowitej Dziewczynki...

a potem była jeszcze pyyyyszna kolacja w tym samym pięknym miejscu, tylko piętro niżej...


pięknie! przyjemnie!
przedświątecznie...

a my daleko w lesie...

Nowy Rok tuż za progiem,
a my wciąż "jakoś" przed Świętami
i w Święta trochę...
i trochę też poświątecznie...

uwielbiam piec ciasteczka :-)
uwielbiam widzieć, jak Ci co jedzą, cieszą się smakowaniem
uwielbiam :-)

niedziela, 23 grudnia 2012

szalone przedświąteczne noce

żem szalona, wiecie!
wiem sama :-)
bywa, że często radośnie się z tego podśmiewuję, czasem bywam nawet dumna :-)
ale, żem szalona - nie ma wątpliwości!
ot choćby dzisiaj:
cały dzień świąteczne przygotowania pełną parą, ależ mnie dzisiaj ta praca kuchenna cieszyła, 300% normy zrobione, bez umęczenia i narzekania. Szczęśliwe 300%
aż tu nagle
wieczorową porą, blisko godziny 23. ni stąd, ni zowąd przypomniał się przepis - Pieguski na pieguski. 

Jak szybko się pomysł pojawił, tak szybko się zrealizował:


a potem jeszcze:
kuchnię się zachciało posprzątać. Tak gruntowniej: w szafkach, na szafkach, obok szafek i pod nimi!
w międzyczasie natomiast,
zrobiłam jeszcze ciasto wg recepty Ewy na pierniczki świąteczne.
może się jeszcze uda przed Świętami upiec?
no i wpadłam na chwilę tu. Dosłownie. Dobranoc

wtorek, 18 grudnia 2012

kolejna noc. ciasteczkowy update

i cóż, że znów noc daleka, że wtorek zaraz się obudzi i do pracy zawoła,
cóż! no nie mogę się oprzeć grudniowym wypiekom
i taką mam przy tym zabawę...
dziś dodatkowo z Najlepszym Pomocnikiem - Ukochaną mą Mamą!

 spróbowałyśmy tylko po jednym... a nie było to łatwe!

niedziela, 16 grudnia 2012

bez tytułu


wszystko mogło być dziś nie tak
pogoda zupełnie nie taka, snu jak na lekarstwo, narciarski wyjazd TM

a popołudnie miałyśmy wymarzone! nie! nie! to za mało. Nie wymarzyłabym sobie lepiej tego dnia...
Niewiele jest takich momentów, dni, kiedy tak bardzo się jest, w każdej sekundzie, całą sobą, wzrok i słuch tak wyostrzone, że czują pachnące deszczem powietrze, słyszą krople spadające z rzeźb lodowych, którym pogoda nie służy, że czują w których momentach mojego spojrzenia akceptującego szuka Heli.

Tak ożywczy czas...
Obiecałam dziś rano Heli kawę w mieście, obiecałam, że zabiorę ciasteczka, że pójdziemy do pięknego miejsca. Popołudniem była więc sejdeczna kawa dla Mamusi i desej dla Heli w kawjajni, a potem spacer, Mama weźmie Heli w nosidełkujazem pod pajasolem i jej słowa, przejęte nawet w tonie ode mnie tuli, tuli, tuli jazem!  I dżingu bejs,  dżingu bejs  nucone nieporadnie raz prze mnie, a potem tejaz Heli spjóbuje, by po chwili dodać:  jeszcze tego nie umie.
Udało nam się wejść znów (ten grudzień to dużo, dużo, dużo książek) do księgarni - Mamo, ile tu książek - i znów kolejne kupić. Czy to dla Tatusia?  a dla Elenki też?
A potem wróciłyśmy i zdążyłyśmy jeszcze sprawdzić, czy lampki na choinkę działają. Ja też będę ją ubiejać! To wszystko na Święta! Potem zapaliłyśmy trzecią świece adwentową i jeszcze kilka małych, napaliłyśmy w kominku, a potem zasnęłyśmy razem w dużym łóżku Mamusia też chce spać? w stałym ostatnio zestawie z Przyjacielem Białym, Tubusiem i Muminem...

Tyle jeszcze chciałam opowiedzieć o tym dniu, o naszej bliskości, relacji Matki z Dzieckiem, o tym, ile szczęścia ONA mnoży, ile siły dodaje, ile uśmiechu wywołuje swoim nieustannym zdań tworzeniem, swoimi pomysłami, wyobraźnią, wyczuciem, empatią. Pisałam wczoraj o tym, że uwielbiam sobotę, bo jest czas, żeby patrzeć i słuchać. Dziś też mocno patrzyłam. Codziennie patrzę, bardzo patrzę, bardzo jestem i słucham. Nie zatrzymuje się w tym patrzeniu na Niej samej, nie patrzę dla samego patrzenia.

Przeczytałam dziś tu: coś o czym dużo myślę, o takim byciu z dzieckiem

A teraz przeczytałam „Dziecko z bliska” Agnieszki Stein.
I to jest bardzo pozytywna lektura, bardzo. Ciepła. Wspierająca. Kojący balsam na dusze tych rodziców, którzy nie stosują „metod wychowawczych”. Rodziców, którzy nie „uczą dzieci zasypiania”, tylko zasypiają z dziećmi we wspólnym łóżku. Matek, które karmią piersią miesiącami, pielęgnują więź i potrafią znaleźć radość w kontakcie z małym ciałem. Jeżeli nie wierzysz, że można „przyzwyczaić” dziecko do noszenia i je nosisz – masz rację. Nie można przyzwyczaić, bo dziecko w końcu rusza na własnych nogach, są na to dowody na każdej ulicy, ha! Lubię myśl przewodnią tej książki, że otóż najlepszą „metodą wychowawczą” jest własny rozsądek i budowanie relacji, a nie napięcie się do „wychowywania”. Istotna jest więź z dzieckiem, a nie egzekwowanie, nie perspektywa efektów wychowawczych, a dobre przeżywanie każdej chwili.
Potrzebowałam tej werbalizacji.



potrzebowałam tej kawy! tego popołudnia, tego miejsca, czasu. Tego wszystkiego co było dziś
tego, że Heli będąc tak blisko, często przytulona, przyklejona wręcz, oddalała się na chwile, wędrując sobie swobodnie po werandzie, przybiegała radosna po owoce, będąc tak blisko, pozwalała też pobyć ze sobą...
Dziękuję... Dziękuję!

wolniej...


po ostatnich tygodniach

dziś wreszcie wolniej, spokojniej, bliżej
uwielbiam sobotę, zdziwienie Heli, że MM nie musi iść do pracy, że zjemy razem śniadanko, że z MM idzie na spacer, że spać, że obiad. Wszystko razem z Mamusią
uwielbiam sobotę, bo jest czas, żeby patrzeć i słuchać:
patrzę na Heli zamyśloną, pytam Jej, co robisz Córeczko: Nic nie myślę Mamo...
innym razem na to samo pytanie odpowiada: to nie takie pjoste
albo gdy zainteresuje ją, co akurat dziwnego robię ja, pyta: co jobisz Mamusio?

uwielbiam sobotę adwentową, przedświąteczną, domową, sprzątanie, ocieplanie domu na święta naszymi świątecznymi skarbami, to wszystko na Święta!!! radośnie pokrzykuje Heli. Piszczy też z Radości przy czytaniu "Bożego Narodzenia w Bullerbyn", szczególnie głośno, gdy wymawiam imiona dzieci. Jeszcze jaz, Mama, jeszcze jaz: Bosse, Lasse, Olle, Lisa, Britta, Anna.
uwielbiam sobotę adwentową, przedświąteczną, pół nocy w kuchni z pierwszymi ciasteczkami, zapach pomarańczy suszonych na choinkę...


uwielbiam soboty grudniowe za December...
na szczęście sobie przypomniałam dziś za co tak bardzo lubię ten czas...
na szczęście!

czwartek, 6 grudnia 2012

Dwa. Popołudniem

w trzech odsłonach:

1. w "bajarce"

2. na wieczornym spacerze na sejdeczną kawę i ciasteczko. Clala (*Klara) też idzie na kawę!


3. najpiękniejsze chwile tego dnia...
Sto lat śpiewane, ukochiwania i życzenia rozdawane!
ja mam dzisiaj ulodzinki, ulodzinki... a czy ja muszę telaz spać?
zmęczona, szczęśliwa... śpi.... ciiiiiii







Dwa. Przedpołudniem


śniegu nie padaj już, nie na oczka Elence - wołała Heli
a ja cieszyłam się tym naszym spacerem w śniegu,
ze śniegu się cieszyłam. Dwa lata temu 6.gr też świat przykryty śnieżną kołderką
cudne razem przedpołudnie
urodzinowe
bliskie
piękne!

Dwa

cały dzień dziś był dużym wspominaniem
przygotowaniem na Drugie Urodziny
tamta grudniowa niedziela dwa lata temu, cały dzień, każdy najdrobniejszy drobiazg, muzyka, światło, śnieg, mak i ciasteczka, niesamowite, niemożliwe, że to już dwa lata minęły

cudownie jest być Mamą takiej Dziewczynki, jaką jesteś, jaką się stajesz co dzień
Wszystkiego Dobrego Córeczko! Wszelkiego...

niedziela, 2 grudnia 2012

powrót












Wróciła!


przytulaśna, stęskniona!
Heli Radosna! Szczęśliwa!
i zaraz się zabrała do pracy: ja musi się uczyć Mama. Czy może litejki?
taaa...

smakowanie czasu

znalazłam dziś coś bardzo na dziś, na teraz, na ten czas
idealnie w moment, w sytuację...

świętować czas Adwentu
znaczy umieć czekać.

Czekanie to sztuka,
o której nasz niecierpliwy
współczesny czas zapomniał.

Musimy czekać
na wydarzenia największe
najgłębsze i najbardziej czułe
na tym świecie,

a tego nie można zrobić
w hałasie

ale według boskiego prawa

zakwitania, dorastania
i stawania się. 
(Dietrich Bonhoffer)

smakuję ten czas, chwilę, herbatę z pomarańczami i imbirem, pierwszą święcę
smakuję, nie próbuję nazywać
smakuję, próbuję tylko smakować, nie zbaczać myślami w ciemne miejsca
smakowanie czasu...